Palmiry moje

Palmiry zimą 2021
26 sierpnia 2023

Atak na bielańskie lotnisko: 1-2 sierpnia 1944 roku

Poniższy tekst powstał głównie na podstawie lektury wspomnień Józefa Krzyczkowskiego ps. Szymon zawartych w jego pracy Konspiracja i powstanie w Kampinosie 1944. 

 

Na zdjęciu poniżej: Józef Krzyczkowski, zdjęcie wykonane zapewne jeszcze przed drugą wojną światową.

 


 

Wymarsz do Powstania Warszawskiego

Dowódca VIII Rejonu kapitan Józef Krzyczkowski ps. Szymon otrzymał rozkaz nakazujący „W” w dniu 1 sierpnia 1944 roku około godziny 15:00. Do rozpoczęcia działań pozostało więc zaledwie 2 godziny. Pełna mobilizacja sił Rejonu VIII w ciągu dwóch godzin była niemożliwa. W pobliżu lotniska, Szymon" miał do dyspozycji trzy niepełne kompanie. Razem około 190 żołnierzy uzbrojonych w karabiny i granaty oraz dwa ręczne i dwa ciężkie karabiny maszynowe. Były to zbyt małe siły dla zdobycia lotniska bronionego przez około 700 Niemców. Oddziały Nalibockie Adolfa Pilcha ps. Góra znajdowały się głęboko w Puszczy Kampinoskiej, w odległości około 15 kilometrów. Czas dotarcia łączników i przemarszu oddziałów do miejsca ataku wynosił kilka godzin. Szymon uważał jednak, że podstawowym warunkiem powodzenia Powstania będzie jednoczesne uderzenie, wobec czego podjął decyzję o ataku w wyznaczonej godzinie zmobilizowanymi do tej pory oddziałami. Rozpoczęcie natarcia o godz. 17:00 mogło odciążyć Żoliborz i Bielany od ataków Niemców z północy, ale przeprowadzenie ataku zbyt małymi siłami wykluczało skuteczność uderzenia na lotnisko.

Kapitan Szymon" wysłał do dowódcy stacjonujących w głębi Puszczy Kampinoskiej oddziałów Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego porucznika Góry" rozkaz nakazujący bezzwłoczny marsz w rejon wzgórza 103 na Łużach. Jednocześnie rozkazał, aby szwadron kawalerii zamknął szosę Warszawa – Modlin na wysokości Pieńkowa.

Znam relację osoby, która przyszła na zbiórkę mężczyzn z Palmir, którzy stawili się na rozkaz Szymona". Na miejscu był sierżant Tomasz Miazga ps. Młot, ubrany w przedwojenny wojskowy mundur. Do boku miał przypiętą szablę i był w oficerkach. Wezwani do Powstania mężczyźni z Palmir w zasadzie nie mieli broni.

Nie każdy rodzi się bohaterem! Niektórzy z mężczyzn należących do miejscowej AK nie chcieli iść do Powstania. Byli jednakże żołnierzami i za odmowę wykonania rozkazu groziła im kulka w głowę. Jeden z młodych AK-owców opowiadał mi, że wbrew woli ojca stawił się na zbiórce. Nie miał broni, a na miejscu przekonał się o fatalnym stanie uzbrojenia oddziału. Chciał żyć i gdy maszerowali w stronę Warszawy czmychnął w zagajnik i zdezerterował. Złapała go żandarmeria powstańcza i z powrotem wcieliła do oddziału. Podjął drugą próbę ucieczki, która się tym razem powiodła. Mężczyźni nie tylko nie mieli broni, ale wielu z nich zjawiła się na zbiórce nieprzygotowana do wymarszu. Słyszałam od córki jednego z uczestników konspiracji że jej ojciec przyszedł na miejsce zgrupowania w sandałach. Gdy zobaczył to sierżant Miazga kazał mu wrócić do domu w celu zmiany obuwia. Ten młody mężczyzna ten już nie dodarł na miejsce walki o lotnisko bielańskie.

 

Walki w dniu 1 sierpnia 1944 roku

Dokładnie o godzinie 17.00, na bronione przez 700 żołnierzy niemieckich, lotnisko uderzyła niewielka grupa partyzantów pod dowództwem porucznika Janusza Langnera ps. Janusz. Porucznik „Janusz" otrzymał rozkaz wiązania nieprzyjaciela ogniem, dla odciążenia wykonujących swoje zadania oddziałów Żoliborza i Bielan. Początkowo zaskoczeni Niemcy cofali się przed nacierającymi, ponosząc straty. Wkrótce jednak dała się odczuć ich przewaga ogniowa. Oddziałom powstańczym wyczerpywały się skąpe zapasy amunicji. Po dwóch godzinach walki, uznając, że wyznaczone mu zadanie wykonał, porucznik „Janusz” wycofał oddziały w rejon wzgórza 103. W walce poległo 5 naszych żołnierzy, a 12 zostało rannych. Straty Niemców szacowano na 6 zabitych i 10 rannych.

 

Główny bój w dniu 2 sierpnia 1944 roku

Około 1 w nocy w dniu 2 sierpnia stare oddziały VIII Rejonu były na wzgórzu Łuże w komplecie. Jak wspominał Szymon" Ludzi było dużo, broni przynoszono jednak mniej niż przewidywaliśmy: w niektórych wsiach, zwłaszcza za wachą, nie można było wydobyć jej z ukrycia. Gdy nadszedł tylko jakiś oddział, trzeba było po sprawdzeniu, ilu ma ludzi, broni i amunicji zdecydować o jego przydziale. Szymon" nie podzielał stanowiska części dowództwa AK, że nieposiadających broni ludzi należy uzbroić w siekiery, kilofy i drągi i tak ich poprowadzić na gniazda broni maszynowej, broń pancerną czy szybkostrzelną amunicję. Postanowił z ludzi przybyłych na koncentrację sformować baon zaopatrzony w całą będącą do dyspozycji broń oraz baon rezerwowy, który pójdzie do walki gdy zostanie zdobyta broń lub gdy nastąpią zrzuty uzbrojenia. We wspomnieniach nadmieniał niejednokrotnie, że wartość broni, którą posiadali powstańcy była często bardzo mała.

W swych wspomnieniach Szymon" podał następujący stan osobowy Rejonu VIII:

  • batalion przeznaczony do walki (składający się z trzech kompanii) – 370 partyzantów oraz

  • batalion rezerwowy kapitana Dulki – 392 osoby (w tym 20 żołnierzy było uzbrojonych i ci mieli ubezpieczać dalszą koncentrację, gdy batalion Janusza" ruszy do ataku).

 

Około 2.30 w nocy dnia 2 sierpnia 1944 roku do miejsca koncentracji dotarły także oddziały porucznika Góry" – dwa bataliony piechoty, dywizjon kawalerii oraz szwadron CKM. Góra" zameldował, że zgodnie z rozkazem pod Pieńkowem zamknięta zostanie szosa, wyruszył tam 2 szwadron pod dowództwem wachmistrza Niedźwieckiego".

 

Noc z 1 na 2 sierpnia była ciemna. Padał deszcz. Ludzie klęli, gdyż deszcz przemoczył ich do suchej nitki. Tuż po przybyciu oddziałów Góry" odbyła się odprawa przed atakiem. Przed wyruszeniem do akcji – do żołnierzy ustawionych w czworobok – przemówił krótko Szymon". Zagrzewając żołnierzy do walki przypomniał zbrodnie hitlerowskie: Pawiak, Oświęcim, Majdanek. Zaznaczył, że zdobycie lotniska pozwoli lądować samolotom sprzymierzonych armii, że w najbliższym czasie powstańcy dostaną pomoc z Zachodu, a od Wschodu ciągnie radziecka armia. Następnie dał rozkaz do wymarszu. Po przejściu półtora kilometra nastąpił odpoczynek i odprawa oficerska.

 

W dniu 2 sierpnia 1944 roku, o godzinie 3:30, w strugach ulewnego deszczu, 980 żołnierzy: z VIII Rejonu (batalion porucznika Janusza", w którym walczyli mieszkańcy Palmir) i oddziałów nalibockich (batalion porucznika Witolda Pelczyńskiego ps. Dźwig i szwadron CKM-ów porucznika Jarosława Gąsiowskiego ps. Jar) ruszyło do natarcia z zadaniem zdobycia lotniska.

 

Na prawym skrzydle znajdował się batalion Dźwiga", zaś na lewym batalion Janusza". Jak wspominał Szymon", już w pierwszych minutach natarcia było widać różnice w sprawności dwóch nacierających batalionów. Batalion porucznika Janusza" szedł szybko, tu i ówdzie było widać podbiegających żołnierzy, lecz szyk nie był zbyt prawidłowy, raczej luźna masa ludzka idąca w pewnym rozproszeniu przed siebie, ani odstępy, ani zwartość sekcji i drużyn nie przypominały tego czego żądał regulamin. Inaczej szedł batalion porucznika Dźwiga". Dał on odpowiedni rozkaz i z kolumny marszowej stworzył się luźny, foremny i prawidłowy czworobok z właściwymi odstępami. Po przyjściu jednego kilometra zmieniono szyk – oddziały zaczęły formować tyralierkę. Panowała cisza, nie padł dotychczas żaden strzał. Było już dość widno, w górze szare gęste obłoki szybko mknęły na wschód. Tuż nad ziemią utrzymywała się mgła. Tylko gdy wiatr zawiał silniej zwiększała się widoczność i to na niezbyt dużą odległość. Wtem świsnęły kule. Nasilenie ognia świadczyło, że oddziały trafiły nie na czujkę czy patrole, lecz na zorganizowaną linię oporu. Wymiana ognia trwała około godziny. Mimo wielu prób powstańcy posunęli się ledwie o dwieście metrów i nie mieli możliwości atakowania dalej. Przebieg wymiany ognia zaczął niepokoić Szymona". Uznał, że tak prowadzonej walki Polacy nie wygrają. Jeszcze jedna godzina bezowocnej strzelaniny i wyczerpie się amunicja do niejednej broni. Cały ciężar walki trzeba będzie oprzeć na broni maszynowej, do której było dość amunicji, ale tej broni nie było wiele. Atak na prawym skrzydle porucznika Dźwiga" postanowiono wzmocnić obwodową kompanią. Rozpoczęła się nowa faza walki. Ogień Niemców skupił się na kompanii obwodowej. Niemcy strzelali celnie. Szymon" nie mógł zrozumieć, jakim cudem Niemcy widzą Polaków, a powstańcy strzelają w ciemno. Pociski z niemieckiego działka pojazdu pancernego nie tylko przytłaczały piechotę, ale i powodowały straty. Do znajdującego się na prawym skrzydle Szymona" przybiegł porucznik Góra". Wymienili poglądy na sytuację. Szymon" zauważył, że czas szybko mija, a amunicji ubywa. Jeżeli prawoskrzydłowy batalion nie przyspieszy posuwania się, batalion lewoskrzydłowy porucznika Janusza" wysunie się zbytnio naprzód i może zostać oskrzydlony. Postanowiono poderwać żołnierzy do walki, gdy usłyszano potężny warkot na niebie. Czyżby to pomoc aliantów? Szymon" zobaczył nisko lecące szare kadłuby niemieckich samolotów. Powstańcy przylegli do ziemi. Gdyby wtedy niemieckie samoloty zaczęły bombardować linię powstańców, siec z broni pokładowej niewielu by z nich zostało. Powstańcy leżeli w otwartym polu, kryli się w redlinach ziemniaków. Mgła skryła ich przed okiem obserwatorów lotniczych i samoloty odleciały.

 

Szymon"' ponownie przystąpił do poderwania najbliższych mu oddziałów. Niedługo im przewodził gdyż po krótkim czasie (około godziny szóstej) dostał pociskiem z cekaemu, który strzaskał mu piszczel. Nie mógł się już poruszać. Położono go na kocu, na którym go przeciągnięto do punktu opatrunkowego, skrytego o pół kilometra za pierwszą linią, w gęstym zagajniku. Szymon" wydał polecenie, by dotrzeć do porucznika Góry" i przekazać mu dowództwo i rozkaz kontunuowania natarcia.

 

Mieszkańcy Palmir walczyli w batalionie porucznika Janusza, czyli na lewym skrzydle ataku na lotnisko. Janusz" podprowadził skrycie swój batalion w pobliże Młocin. Wykorzystano do podejścia zagajniki i krzaki. Wprawdzie i tu dochodziły niemieckie pociski spod Placówki, lecz nie powodowały strat. Przed bezpośrednim uderzeniem na Młociny, porucznik Janusz" rozwinął oddziały w tyralierkę. Kompania kapitana Ignacego Jezierskiego ps. Karaś znajdowała się na lewym skrzydle batalionu. Przed tyralierką (pistoletem w ręku) znajdował się porucznik Janusz", nadający kierunek ataku. Oddział Karasia" znalazł się w Młocinach i robiąc lekki łuk wyrównał linię i posuwał się nadal naprzód. Chłopcy strzelali z marszu, od czasu do czasu padając lub klękając i waląc z broni ręcznej i maszynowej w miejsca gdzie słychać palbę niemiecką. Niemcy ostrzeliwali Polaków z broni piechoty, a coraz częściej ze skraju lotniska, które znajdowało się nie dalej niż o pół kilometra, biła też artyleria.

 

W czasie posuwania się kompanii Karasia" pocisk artyleryjski przeciął linię wysokiego napięcia. Drużyna plutonowego Kaktusa" (czyli Jana Matuszewskiego) podchodziła po chwili do miejsca, gdzie leżał kabel. W ferworze walki nikt go nie zauważył. Naraz szeregowiec Stefan Gizler (mieszkaniec Palmir) padł tam właśnie, gdzie leżał przewód i dotknął go ręką. Prąd go poraził, nastąpił skurcz, Gizler rzucił się na ziemię i jęczał. Sąsiedni strzelcy nie mogli pojąć co się stało – nie było widać rany, żaden pocisk artyleryjski nie padł obok. Koledzy zerwali się i pobiegli w stronę Gizlera. Jeszcze chwila i mogli dotknąć go rękami. Na szczęście któryś z nich się zorientował w przyczynie jęków porażonego prądem i ostrzegł pozostałych. Znajdujący się obok kapitan Karaś" wydał rozkaz odstrzelenia przewodu. Kaktus" strzelił w linę. Gizlera uratowano lecz nie mógł dalej walczyć. Trzeba go było wynieść z linii. Został on załadowany na furmankę i jego sąsiad Józef Kropielnicki odtransportował go z pola walki.

 

Usłyszano strzały od strony szosy modlińskiej. Plutonowy Łoś" (czyli Kazimierz Majewski z Łomnej) zameldował Karasiowi", że z lewej strony w gminie są pewnie Niemcy. Dobrze byłoby sprawdzić, czy z tamtej strony nie grozi niebezpieczeństwo? Kapitan wyraził zgodę i polecił uczynić to drużynie Wichra" (Kazimierza Żarskiego mieszkańca Palmir). Chłopcy popędzili wraz z Wichrem" i Łosiem" w dół do gminy. Budynek był zamknięty. Po wyłamaniu drzwi okazało, że schroniła się w mim para z dzieckiem, która wyjaśniła, że żołnierze niemieccy są w budynkach przy szosie. Wicher" ostrzelał je, ale nie było odpowiedzi ze strony Niemców, więc drużyna Wichra" powróciła do kapitana Karasia". Okazało się, że kompania Karasia" przesunęła się naprzód. Toczył się zacięty bój w lesie, nieprzerwanie jazgotała broń maszynowa i wybuchały granaty. Mimo, że Niemcy się cofali, to jednak opór ich nie malał. Wicher" powalił z erkaemu kilku Niemców, lecz zaciął mu się karabin. Po jego odblokowaniu, oddał kolejną salwę, ale znów broń się zacięła.

 

Najbardziej zacięcie bronili się Niemcy w zabudowaniach dworku w lasku Syberia. Obsadzili budynki i ze wszystkich stron bili w powstańców. Tutaj walczyła kompania Zetesa" i część kompanii kapitana Karasia". Był tu też porucznik Janusz". Był tam wysokopienny dębowy las i polskie oddziały strzelały zza drzew zajmując stanowiska za każdym pagórkiem. Powstańcy dotarli coraz bliżej dworku. Skradała się tu też drużyna plutonowego Kaktusa", a w niej sekcja z cekaemem i karabinowym kapralem Przystawskim na czele (został mężem Kazimiery Jeziorkowskiej z Palmir). Przystawski sam strzelał, ponieważ lubił być celowniczym. Taśmę sprawnie podawał mu Michał Pacholak, a jego szesnastoletni syn Władysław był amunicyjnym (Pacholakowie mieszkali w Palmirach na siedlisku, przy torach, tam gdzie teraz mieszka rodzina Rosków).

 

Zapobiegliwy i staranny Kaktus" jeden z nielicznych wyszukał w 1939 roku amunicję do broni maszynowej i dobrze ją przechowywał w lutowanych skrzynkach. Teraz się nią posługiwał. Niemcy znajdowali się m.in. na dachu dworku i w nich najpierw strzelał Przystawski. Łatwo się z nimi rozprawił. Potem strzelał po oknach, co pozwoliło Kaktusowi" przesunąć się w pobliże dworku. Wybuchy rzucanych przez drużynę Kaktusa" granatów, spowodowały, że punkt oporu niemieckiego niemal w całości został wybity.

 

Broniący się Niemcy mieli broni maszynowej co niemiara. Gdy tylko powstańcy podsuwali się do nich na bliższą odległość, tam zasypywał ich ogień z automatów. Niemcy wprawdzie padali od powstańczego ognia, lecz rannych i zabitych powstańców było więcej. Ci ranni powstańcy, którzy mieli jeszcze siły wycofywali się sami, lecz wielu ugodzonych nie mogło wstać. Wołali o ratunek, jeśli nie otrzymali pomocy, dobijali ich Niemcy.

 

Pomimo strat polskie oddziały posuwały się naprzód. Ale Niemcom przybyły posiłki. W trakcie intensywnego ostrzału Niemców zginął dowódca I batalionu porucznik Janusz Langner ps. Janusz.

 

Po pewnej chwili do huku palby broni piechoty zaczął dochodzić inny dźwięk, tj. warkot czołgów. Od strony szosy modlińskiej, z odległości kilkuset metrów biły szybkostrzelne cekaemy i co chwila świszczały, padały i pękały pociski z dział dwóch niemieckich Tygrysów.

 

Większość drużyn kapitana Karasia leżała w tyralierce na odkrytym polu, w kartofliskach i na rżysku. Trudno było podnieść głowę do góry. W ciągu kilku minut zginęła cała obsługa cekaemu, przydzielonego z oddziałów nalibockich do tej kompanii. Oprócz dowódcy kompanii, kapitana Ignacego Jezierskiego (ps. Karaś), zginęli następujący mieszkańcy Palmir: dowódca plutonu sierżant Tomasz Miazga (ps. Młot), jego zastępca plutonowy Stefan Matuszewski (ps. Chudziak), plutonowy Jan Ofiara (ps. Burza), strzelcy: Karol Gromadka, Ryszard Królak (ps. Sztajer)  Feliks Wójcik (ps. Czas) i Tadeusz Woźniak (ps. Kula).

 

Ogień z flanki dotarł też do lasu. Powstańcy ginęli licznie. Zginął strzelec Henryk Leszczyński (ps. Młodzik), a ciężko ranny został plutonowy Jan Matuszewski (ps. Kaktus) oraz starszy strzelec Stanisław Ciarka.

 

Na zdjęciu poniżej: Plutonowy Jan Ofiara (ps. Burza) wraz z rodziną (żoną Karoliną i dziećmi: Anną, Janem, Zygmuntem i Jerzykiem). Zdjęcie wykonane prawdopodobnie w 1943 lub 1944 roku. 

 

Na zdjęciu poniżej: Strzelec Henryk Leszczyński ps. Młodzik z Palmir.  Miał 17 lat gdy zginął w ataku na lotnisko bielańskie.

 

 

Na zdjęciu poniżej: Feliks Wójcik (ps. Czas). Zdjęcie wykonane w 1939 roku.  Osierocił dwoje dzieci, w tym syna, który urodził się w marcu 1944 roku.

 

 

Na zdjęciu poniżej: Strzelec Karol Gromadka.  Urodził się w 1919 roku w Palmirach i tam mieszkał.

 

 

 

Na zdjęciu poniżej: Strzelec Ryszard Królak (ps. Sztajer). Miał lat 20 gdy poszedł do Powstania.

 

 

 

Na lewym skrzydle walka była już przegrana. Trzeba było ratować rannych i unosić broń, którą pozostawili zabici i ciężko ranni. Pomimo rany, plutonowy Kaktus" pilnował, aby zabrać Maxima, którego załoga zginęła. Ludzie Wichra" odciągnęli z linii rannych żołnierzy. Był też ranny porucznik Bolesław Kiełbasa (ps. Gniewosz) dowódca 2 kompanii VIII Rejonu przydzielony jako informator i przewodnik porucznikowi Dźwigowi".

 

Około godziny dziewiątej poszczególne oddziały atakujące lotnisko powróciły na Łuże. Straty batalionu porucznika Janusza to: 22 zabitych (w tym ośmiu mieszkańców Palmir) oraz 30 rannych. Zginęła lub otrzymała rany większość z liniowej obsady oficerskiej.

 

Odwrót do Puszczy Kampinoskiej

 

Po odwrocie z pola walki wśród powstańców zapanowało przygnębienie. Stracili wielu kolegów i brakowało amunicji. Po krótkim odpoczynku na Łużach oddziały pomaszerowały w głąb puszczy w rejon Wierszy, Truskawki i Janówka. Po kilku godzinach marszu znalazły się na kwaterach zmoknięte, wymęczone i głodne, a co najgorsze wielu żołnierzy z tego terenu nie miało w ogóle broni lub miało karabiny czy rewolwery bez amunicji albo z niezmiernie skromnym zapasem pocisków.

 

Część ludzi, którzy zgłosili się w momencie koncentracji w dniu 1 sierpnia 1944 roku na Łużach, nie mając żadnego uzbrojenia, przekonawszy się o porażce na lotnisku bielańskim uważała, że nie ma celu pozostawać w szeregach. Poszli więc do domów. Gdy do wsi VIII Rejonu doszła wiadomość o przebiegu walki w dniach 1-2 sierpnia i o tym, że oddziały AK znajdują się w puszczy, rodziny żołnierzy zapragnęły zobaczyć swoich bliskich, a co najważniejsze, stwierdzić czy żyją. W dniu 3 sierpnia spore gromadki ludzi pieszo lub furmankami kierowały się do wsi położonych w głębi puszczy.

 

W dniu 3 sierpnia 1944 roku Szymon" wydał rozkaz przegrupowania VIII Rejonu. Powstał jeden batalion, którego dowództwo objął kapitan Stanisław Nowosad ps. Dulka. Natomiast dowodzenie w czasie akcji bojowej Szymon przekazał porucznikowi Adolfowi Pilchowi (który zmienił pseudonim Góra" na Dolina).

 

Kapitan Stanisław Nowosad ps. Dulka był zawodowym oficerem WP. W czasie okupacji działał w strukturach AK na Lubelszczyźnie, a do Obwodu Obroża został przeniesiony na krótko przed wybuchem powstania warszawskiego. Podobno, stosunki pomiędzy kapitanem Dulką" a kapitanem Szymonem" od samego początku układały się nie najlepiej. Niektórzy uważają, że Szymon", który był jedynie oficerem rezerwy, uznał przydział Dulki" do struktur VIII Rejonu za zagrożenie dla swojej pozycji. Prawdopodobnie Dulka" boleśnie odczuł w szczególności decyzję Szymona" o powierzeniu dowodzenia Pułkiem „Palmiry-Młociny” porucznikowi Dolinie". Sam Szymon" tłumaczył swoją decyzję w następujący sposób. Z uwagi na śmierć wielu dowódców Rejonu VIII sprawa bezpośredniego dowodzenia całością sił w bitwach stawała się niezmiernie zagmatwana. Porucznik Dolina" (czyli wcześniej Góra") miał duże walory jako dowódca, lecz jego przeszłość mogła utrudniać mu odegranie poważniejszej roli. Natomiast kapitan Dulka" był w VIII Rejonie człowiekiem nieznanym, a ponadto trzymał się na uboczu, co pozbawiało go zaufania dowódcy Rejonu.

 

Nocą z 7 na 8 sierpnia 1944 roku, kapitan Dulka" zwołał w Sierakowie odprawę oficerów swojego batalionu. W trakcie narady wyraził opinię, że sytuacja powstania jest krytyczna, po czym oznajmił, że ze względu na brak zaufania dowódcy Rejonu zrzeka się dowództwa nad oddziałem. Zaproponował następnie, aby któryś z obecnych oficerów przejął komendę nad batalionem. Gdy żaden nie zgłosił się na ochotnika, Dulka" zarządził rozwiązanie oddziału. Decyzję tę podjął bez wiedzy Szymona", który uznał ją za akt dezercji. Jeszcze tej samej nocy blisko 600 żołnierzy opuściło zgrupowanie.

 

Dla większości mężczyzn z Palmir, którzy wyszli żywi z ataku na lotnisko walka w Powstaniu Warszawskim już się zakończyła. Dalej w szeregach Zgrupowania Kampinos pozostał Karol Piesewicz ps. Pocisk. Zginął on w dniu 3 września 1944 roku w czasie ataku na kwaterujący we wsi Truskaw batalion z Brygady Szturmowej SS RONA.

 

Wypad na Truskaw był jedną z najbardziej udanych operacji Zgrupowania Kampinos. Niewielki oddział Doliny" doszczętnie rozbił dwa silne pododdziały RONA (około 1000 osób i artyleria) oraz zlikwidował stanowisko artylerii dające się we znaki obrońcom Pociechy. Ponadto Polacy zniszczyli od kilku do kilkunastu dział (w tym jedno kalibru 105 mm), a także 60 karabinów oraz blisko 30 wozów z amunicją. Straty poniesione tej nocy przez brygadę RONA można określić tylko w przybliżeniu. Józef Krzyczkowski i Adolf Pilch, opierając się m.in. na informacjach uzyskanych od miejscowej ludności, podawali, że w czasie nocnej walki zginęło około 250 ronowców, a kolejnych 100 odniosło rany. Żołnierze „Doliny" zdobyli działo kalibru 75 mm wraz z wozem amunicyjnym, dwa ciężkie moździerze jeden CKM, 13 RKM, kilkanaście pistoletów maszynowych, radiostację polową z akumulatorami oraz duże ilości amunicji i granatów. Przy ciałach zabitych ronowców znaleziono liczne zegarki i kosztowności zrabowane uprzednio w Warszawie. Polskie straty zamknęły się liczbą 10 zabitych i 10 rannych.  

 

Na zdjęciu poniżej: Karol Piesewicz (ps. Pocisk) urodzony w 1922 roku w Gorlicach. 

 

Józef Krzyczkowski w swych wspomnieniach nie wymienił wszystkich mężczyzn z Palmir, którzy poszli do Powstania Warszawskiego. Do Powstania poszli także m.in.: Stanisław Fijałkowski, Stanisław Nowakowski, Mieczysław Tymiński.

Polegli w walkach o lotnisko bielańskie mężczyźni z Palmir zostali pochowani na Bielanach. Następnie przeniesiono ich szczątki na cmentarz wojenny w Laskach.

 

Na zdjęciu poniżej: Kwatera na cmentarzu w Laskach, w której leży większość poległych w ataku na bielańskie lotnisko mieszkańców Palmir. 

 

 

 

Wspomnienia mieszkańców

Strona została stworzona przy wykorzystaniu kreatora stron www WebWave