Palmiry moje
Na początek zamieszczam fragment mapy turystycznej Polski z 1933 roku, na której przedstawiono Palmiry. Jak możemy się przekonać od wschodu wieś kończyła się na wysokości obecnego zbiegu ulicy Grupy Kampinos z ulicą Sejmikową. Nie było także siedlisk w tzw. polu, tj. w miejscu, gdzie kilka lat później zamieszkały rodziny Józefa Łucarza i Józefa Kwiecińskiego. W okresie tym nie powstały jeszcze domy nowych mieszkańców Palmir wzdłuż dzisiejszej ulicy Rataja. Natomiast przy torach znajdował się budynek kolejowy, a dalej budynek administracji składów. Tuż przy torach, w stronę Wiśniówki stała też gajówka, w której m.in. później zamieszkiwał gajowy Królak.
Tak jak w większości polskich wsi, przed drugą wojną światową, w Palmirach, panowała bieda. Wiele gospodarstw rolnych było zbyt małych, aby utrzymać duże, wielodzietne rodziny. Dlatego też właściciele niewielkich poletek najmowali się do pracy u bogatszych gospodarzy, a młode dziewczyny wysyłano na służbę do miasta. Chcąc podreperować budżet domowy, gospodynie wywoziły (a nawet wynosiły) śmietanę i masło do Warszawy i chodziły od mieszkania do mieszkania oferując swoje produkty. Niektórzy z mieszkańców wsi wypłatali koszyki, a wiklinę na nie przynosili na plecach znad Wisły.
Głód był częstym zjawiskiem, nie tylko na przednówku. Nieraz zdarzało się, że gospodynie piekły macę na blasze kuchni, lub gotowały ziemniaki, które spożywano z wodą z cebulą i octem. Na dowód, przedwojennej biedy, jedna z mieszkanek Palmir przytaczała m.in. fakt, że jeden z mieszkańców wsi, najmujący się do prac u bogatszych gospodarzy, szedł w pole bez podobiadka. Gdy wszyscy spożywali posiłek, on w tym czasie gwizdał. Halina z domu Niegodzisz do końca życia pamiętała tęgie lanie, jakie dostała od matki, gdy poszła do sklepu do Jeziórka i oprócz chleba kupiła sobie cukierka (przed pójściem do sklepu matka ją upominała, aby kupiła tylko chleb gdyż były to ostatnie pieniądze, jakie miała rodzina).
Był zwyczaj, że tuż przed Wielkim Postem kobiety szorowały garnki popiołem, aby na garnkach nie pozostały ślady tłuszczu. W Wielką Sobotę noszono święconkę do kościoła w dzieżach. Zanoszono do poświęcenia pokarmy, które miały zostać spożyte w święta. Niestety zdarzało się, że właściciele skromnych święconek zamieniali je w kościele na te lepsze.
Wiele małżeństw zawieranych było z rozsądku. Chodziło o to, aby nie dzielić gospodarstw, jak również, aby nie dawać młodym pannom zbyt dużych wian. W Palmirach mieszkał pewien bogobojny gospodarz, który mówił, że córkę za Żyda wyda, byleby posagu nie chciał.
Chałupy były na ogół trzyizbowe. Składały się z kuchni, małej i dużej izby. Na zimę chałupy się gaciło słomą lub łętami po ziemniakach,
Pomimo trudnych warunków mieszkaniowych, gospodarze wynajmowali kąty w swoich chałupach pracownikom składów amunicji, ale także przyjmowali letników z miast.
We wsi pojawiali się wędrowni też wyrobnicy oraz trudniący się oferowaniem różnych usług, takich jak szklarskie, czy też lutowanie garnków. Po dokładnym zbiorze plonów, chłopi pozwalali wędrowcom zbierać pozostałe kłosy na polach. Na miedzach chłopi sadzili bez, a czasami jaśmin. Kwiaty z tych krzewów sprzedawali za grosze biedakom, którzy w płachtach na plecach nosili je do Warszawy, gdzie je sprzedawali.
Z uwagi ogólną biedę, szczególnie trudna była sytuacja starszych ludzi, którzy przekazali swoje gospodarstwa swoim dzieciom. Mieszkańcy wsi nadal umierali młodo, m.in. z powodu ciężkiej pracy, złego odżywiania się, braku wiedzy i wiary w różnego rodzaju zabobony i znachorów, a przede wszystkim z braku środków na leczenie. Choroby często doprowadzały gospodarstwa chłopskie do poważnych kłopotów finansowych. Koszty leczenia powodowały, że chłopi często zmuszeni byli sprzedawać ziemię lub oddawać ją bogatszym sąsiadom za zaciągnięte na leczenie długi.
Dzieci z Palmir chodziły do szkoły w Łomnej. Szkoła ta nie miała stałej siedziby i dzieci uczyły się w izbach wynajmowanych od gospodarzy, m.in. u Topolskich, Nowakowskich, Chojnackich i Kulińskich. Do wyższych klas dzieci musiały chodzić do szkoły w Cząstkowie.
Na zdjęciu poniżej: Uczniowie w szkole w Łomnej u Topolskich. Na dole zdjęcia leżą Zygmunt i Józef Irek z Palmir.
Komunie przed wojną nie przypominały dzisiejszych. Halinka Niegodzisz poszła do komunii w 1938 roku, w dzień powszedni (z daty na zachowanym obrazku wynika, że był to piątek). Po komunii, ksiądz przygotował dla dzieci poczęstunek w postaci kakao i chałki. Nikt nie organizował wystawnych imprez z okazji Komunii Świętej.
Dzieci musiały w pracach polowych pomagać rodzicom. Kupione w sklepie zabawki były rzadkością. W użytku były fajerki, hacele, szczudła czy też zabawa w klasy. Zimą dzieci zjeżdżały z górki górującej na wsią, która przed wojną była niezalesiona. Niektóre z nich potrafiły zjechać aż do samej wsi, w okolice domu Irków.
Byli wśród chłopów mieszkających w Palmirach, także tacy którym się lepiej powodziło. Mieli na stałe służących. Należały do nich m.in. rodziny Fijałkowskich, Franiewskich oraz Irków. Fijałkowscy – tak jak i Irkowie – trudnili się m.in. skupowaniem mleka, które wraz z jego przetworami następnie sprzedawali w Warszawie.
W Palmirach były dwa sklepy: Irków oraz Jeziorkowskich (zwanych często Jeziórkami). Do tych sklepów, wozami konnymi kilka razy dziennie przywożono chleb. Chleb w Łomnie piekł m.in. mieszkaniec Palmir Celej (jego chałupa stała w miejscu gdzie aktualnie znajduje się budynek gospodarczy Derkaczów). Podobno był to bardzo smaczny chleb. Oprócz sklepu, Józef Irek miał także masarnię. Skupował od chłopów zwierzęta i produkował z nich kiełbasy, salcesony i kaszanki. Przy napychaniu kiełbas, salcesonów i kaszanek pomagały mu dzieci.
Na skraju wsi swe gospodarstwo miał Stanisław Engler (obecnie teren PAN). Prowadził on w Warszawie dwie dobrze prosperujące restauracje, serwujące popularne obiady. Prowadząc gospodarstwo w Palmirach, zaopatrywał swoje knajpy w mięso.
Nie wolno było swobodnie zbierać jagód, czy też grzybów w lesie. Czasami za dorywczą pracę w lesie gospodarz dostawał m.in. kartkę, która pozwalała na zbiór runa leśnego.
Wraz z budową składów amunicji, w połowie lat dwudziestych dwudziestego wieku we wsi zapanowało pewne ożywienie. Pojawili się nowi mieszkańcy. Wielu z nich pochodziło z odległych krańców Polski, i tak: Feliks Piesewicz urodził się w Gorlicach, Tomasz Miazga w Dużej Królewskiej koło Leżajska, Roman Świtalski oraz Antoni i Seweryna Orędeccy pochodzili z Przeworska, a Karol Zonnenberg prawdopodobnie znad morza. Przybyli do Palmir, często sezonowi robotnicy zatrudnieni na schronach wynajmowali pomieszczenia (a czasem tylko kąty) u palmirskich gospodarzy. Roman Świtalski i Orędecki trudnili się murarką. Byli ze sobą spowinowaceni – Seweryna Orędecka była z domu Świtalska. Rodzina Orędeckich zamieszkała w chałupce znajdującej się na polu Franiewskich, która dotrwała do lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku (przy dzisiejszej ulicy Kusocińskiego, przy granicy z działką Sikorskich). Roman Świtalski ożenił się natomiast z rodowitą palmirzanką Leokadią Sternicką. Małżeństwo Myszkerów mieszkało u Sternickich. Wraz z nimi pojawił się w Palmirach Kazimierz Pietruszka, którego ojcem chrzestnym był Myszker. Bronisław Myszker i Karol Zonnenberg byli zatrudnieni na schronach jako szoferzy i otrzymywali bardzo godziwą pensję. Kupili oni ziemię w Palmirach, a Zonnenberg nawet zbudował przed wojną nie w pełni wykończony dom. Chałupkę w Palmirach pobudował też sezonowy robotnik składów Tomasz Miazga, a zatrudniony na kolei Feliks Piesewicz rozpoczął budowę okazałego domu.
Na zdjęciu poniżej: Pracownik schronów Bronisław Myszker z żoną. Myszkerowa była siostrą ojca Kazimierza Pietruszki.
Na schronach pracowali także nieliczni rdzenni mieszkańcy Palmir. Dozorcą na schronach był przez pewien czas mieszkaniec Palmir Stanisław Nowakowski. Niestety musiał zrezygnować z tej pracy z powodu choroby. W wykazie zatrudnionych wartowników cywilnych można znaleźć nazwisko Stanisława Jeziorkowskiego, a wśród robotników stałych Jana Bartosińskiego. Niestety mimo faktu, że mężczyźni o takich imionach i nazwiskach mieszkali w Palmirach, nie udało mi się potwierdzić, czy rzeczywiście pracownicy z wykazów byli mieszkańcami wsi. Na liście z 1936 roku robotników niewykwalifikowanych ubezpieczonych w funduszu bezrobocia znajdował się Stefan Gizler, który od niedawna zamieszkiwał Palmiry. Kantynę na terenie składu na własny rachunek prowadził natomiast mieszkaniec Palmir Jan Ofiara. Niestety nie dorobił się na tym zajęciu.
We wspomnieniach dziadków często pojawiał się tzw. dworek, w którym mieszkał kapitan. Był to budynek administracyjny składów amunicji.
Kapitanowa jeździła bryczką. Dopiero niedawno informację tę uściśliła jedna z sędziwych mieszkanek Palmir, że bryczką powoził żołnierz. Kapitanowa prowadziła zajęcia dla dziewcząt ze wsi na temat z zakresu gospodarstwa domowego.
Na zdjęciu poniżej: Budynek administracyjny składów, w którym mieszkał kapitan.
Na zdjęciu poniżej: Dziewczęta uczestniczące w zajęciach z gospodarstwa domowego. Zdjęcie z 1938 roku. Czwarta z prawej Maria Irek (po mężu Orędecka). Pozostałe młode kobiety pozostają nierozpoznane.
Niedaleko dworku w lesie pobudowano także dom, który mieszkańcy wsi nazywali budynkiem. Mieszkali w nim etatowi pracownicy składów. Część z nich utrzymywała stosunki z mieszkańcami wsi, m.in. z córkami Józefa Irka. W ich albumie znajdują się zdjęcia pracowników składów.
W Palmirach na zbiegu obecnej ulicy Sejmikowej i Rataja znajdował się przystanek kolejowy Pamiry. Mimo istnienia przystanku kolejowego, nie wydaje się, aby mieszkańcy Palmir udawali się do Warszawy koleją. Ani razu nikt o tym nie wspomniał. Zresztą ruch pasażerski na tej trasie istniał bardzo krótko. Natomiast we wspomnieniach mieszkańców Palmir pojawia się drezyna, która kursowała dwa razy dziennie.
Od maja 1937 roku do wybuchu wojny, na Odcinku Drogowym Warszawa – Gdańska, przystanek kolejowy Palmiry pracował mieszkaniec Palmir – Stefan Kwieciński.
Zdjęcie poniżej jest z dnia 2 marca 1927 roku. Na fotografii świeżo położone tory, na obecnej ulicy Macieja Rataja, nieopodal nr 18. Na zdjęciu: mała dziewczynka to Helena Piesowicz (po mężu Łyszczyk). Obok niej siedzi jej brat, mały Karol Piesewicz, który zginął w 1944 roku w Truskawiu. Mężczyzna w kapeluszu to Feliks Piesewicz (ojciec dzieci z fotografii).
Zdjęcie poniżej zostało wykonane prawdopodobnie w 1930 roku, w pobliżu obecnego skrzyżowania Janusza Kusocinskiego i Grupy Kampinos. Helenka Piesewicz ma lalkę z Ameryki, Karol rowerek. Jest ich ojciec Feliks Piesewicz oraz ich matka. Brat Piesewiczowej znajduje się w samochodzie a z nim żona z ich córeczką.
W 1935 roku sprowadziła się do Palmir rodzina Łucarzy. Józef Łucarz był byłym hallerczykiem pochodzącym z Małopolski z okolic Szczurowa. Jego syn Ignacy jest chrześniakiem prezydenta Ignacego Mościckiego. W 1926 roku Ignacy Mościcki wydał oświadczenie, w którym oznajmił, że będzie ojcem chrzestnym dla każdego siódmego syna w rodzinie w Polsce. Warunkiem było, aby rodzina chrześniaka była rdzennie polska, niekarana. Chrześniacy oprócz imienia Ignacy, mieli przywilej bezpłatnej nauki w kraju i za granicą, także na studiach wyższych, stypendia, bezpłatne przejazdy i opiekę zdrowotną oraz książeczkę oszczędnościową Pocztowej Kasy Oszczędnościowej z wkładem w wysokości 50 zł, fundowanym przez Prezydenta na samodzielny start w życiu.
Przed wojną w Palmirach żyli mieszkańcy o nazwiskach, których obecnie nie uświadczysz już wśród mieszkańców wsi, takich jak Leszczyński, Niegodzisz, Nowakowski, Ofiara, Orzechowski, Szadkowski, Sternicki, Szymański, Topolski czy też Woźniak. W załączonych artykułach prezentuję ich życie w okresie międzywojennym.
Życie Niegodziszów w Palmirach w okresie międzywojennym
Potomkowie Aleksandra Ofiary - ich losy w latach trzydziestych
Strona została stworzona przy wykorzystaniu kreatora stron www WebWave